„Przestań bujać w obłokach, zacznij twardo stąpać po ziemi” – słyszy niejedna dorosła osoba, kiedy „odpływa” w swoich opowieściach o bliższej, lub dalszej przyszłości. Dzieje się tak ponieważ często wydaje nam się, że marzenia są domeną dzieciństwa. To właśnie w młodym wieku mamy czas i przestrzeń na mnóstwo pomysłów i ich realizację. A później?
Czy rzeczywiście jako dorośli ludzie nie możemy już marzyć? Czy to, że jesteśmy odpowiedzialni za siebie i dzieci, powinno być naszym stoperem w fantazjowaniu, marzeniach i drodze do ich realizacji? Mam nadzieję, że nie i chętnie opowiem Ci Drogi Rodzicu, jak ja to widzę.
Dziecięce fantazje
Dzieci są specjalistami od marzeń. Ich wyobraźnia, jeszcze nie ograniczona powinnościami, zasadami, regułami, potrafi niemal unosić nad ziemią. Dzieci mogą niemal wszystko, nawet jeśli pewne rzeczy dzieją się wyłącznie u nich w głowie. Czasem nawet dochodzi do zatarcia granicy między snem a rzeczywistością i po latach wspominamy nasze nadludzkie niemal wyczyny.
Kiedy dzieci dorastają, obserwują swoich rodziców i innych dorosłych, zaczynając jednocześnie patrzeć na świat ich oczami. Ta rzeczywistość nie wydaje się już tak bardzo kolorowa i pełna możliwości. Tutaj często słuchać: „Nie można”, „Nie da się”, „Nie ma sensu się tym zajmować.”
A przecież marzenia nie zawsze muszą być tak dosłowne.
Kiedy byłam mała, niejednokrotnie marzyłam, aby wejść do rakiety i polecieć w kosmos. Niby się nie spełniło, a jednak. Rakiety widziałam i dotykałam, w kapsule siedziałam, kosmos (jak sama twierdzę) mam często w domu z dziećmi i choć nie doświadczyłam stanu nieważkości, to swoje niezapomniane przeżycie związane z kosmosem, mam na zawsze w sercu.
Gdzieś w nas
Kiedyś Kuba Badach śpiewał: „Gdzieś w każdym z nas, jest dziecka ślad…”, o którym tak często zapominamy. Częściowo przytłoczeni przez problemy dnia codziennego, przez odpowiedzialność, jaka została na nas nałożona, lub sami na siebie nałożyliśmy. W takich okolicznościach wielu z nas zapomina zupełnie o tym dziecięcym pierwiastku, który mieszka w naszych sercach. Zamiast niego, na pierwszy plan wysuwa się „połknięty kij od szczotki”, lub twarz męczennicy.
Jednocześnie odkładamy na bok marzenia. Najpierw na chwile, na przyszły miesiąc, rok… aż w końcu zamiast realizować istniejące i tworzyć nowe, zaczynamy szukać wymówek i usprawiedliwień. A przecież marzenia są naszą siłą napędową, która dodaje nam energii, radości i pasji w życiu. To właśnie one pomagają nam oderwać się od kłopotów, czy odnaleźć na nie właściwy sposób. Marzenia to również pierwszy etap wyznaczania celów, które będą naszym kierunkowskazem na przyszłość.
Nie warto z tego rezygnować
Znacznie łatwiej jest zapomnieć o swoich marzeniach, znaleźć wymówki, które „uniemożliwiają” nam ich spełnienie, niż rzeczywiście poszukać sposobów na ich realizację.
Rozmawiałam ostatnio z pewną kobietą, która spełniła swoje marzenie i odbyła pieszą wyprawę przez część Hiszpanii. Opowiadała o tym, że kiedy wróciła, jej znajoma była tak oczarowana przywiezionymi zdjęciami i opowieściami, że zapytała, jak wybrać się w taką podróż. Odpowiedź była krótka: „Kup bilet.”
Droga do realizacji naszych marzeń to często suma właśnie takich prostych czynności. Trudność jednak polega na tym, że na każdym etapie możemy znaleźć tysiąc najróżniejszych wymówek i powodów, aby czegoś nie robić. Zapominamy przy tym, że to odkładanie na później, szukanie usprawiedliwień i w końcu rezygnacja, też mają swoją cenę. Jest ona niezwykle wysoka, bo poświęcamy z jednej strony nowe doświadczenia, a z dodatkowo nasze szczęście. Czy rzeczywiście warto?
A gdyby tak…
Wspomnianą wcześniej kobietę, miałam okazję poznać wraz z kilkoma innymi kobietami, matkami, które w pewnym momencie przewartościowały swoje życie. Nie zrobiły tego gwałtownie i z wielkim hukiem, ale działały systematycznie i małymi krokami. Przede wszystkim świadomie uznały, że są tak samo ważne jak pozostali członkowie rodzin.
Ta zmiana myślenia, zapoczątkowała przywrócenie sobie prawa do marzeń i posiadania własnych pięknych planów i celów. Co ciekawe, każda z nich zwróciła uwagę na jedną pozornie błahą, a jednak niezwykle ważną rzecz, a mianowicie, zapisywanie marzeń. Dopóki pozostają one wyłącznie w głowie, są jedynie wytworem naszej wyobraźni. Kiedy jednak zostaną zapisane, nabierają ważności, a my niejako programujemy się na ich realizację.
Drogi Rodzicu,
Zwracam Ci dziś uwagę na realizację marzeń z kilku powodów. Przede wszystkim, puszczając wodze fantazji i później realizując wykreowane w ten sposób zamierzenia, budujemy nasze szczęście. Nie od dziś wiadomo również, że szczęśliwy człowiek, potrafi dzielić się swoim szczęściem. Szczęśliwy rodzic zatem, to szczęśliwe dziecko!
Dodatkowo, warto pamiętać, że to my dajemy przykład naszym dzieciom. Jeżeli zatem chcemy nauczyć je marzyć i realizować te marzenia, to dajmy im właśnie taki przykład. Niech widzą nas skupionych na sobie, czy też patrzących rozmarzonym wzrokiem w niebo, a następnie wytrwale działających, aby spełniać marzenia i czerpać z tego ogromną satysfakcję.
Powodzenia!