Jako małej dziewczynce zdarzało mi się zazdrościć chłopcom. Miałam wrażenie, że mają oni znacznie więcej swobody niż dziewczynki, od których rodzice wymagali pomocy, zaangażowania w obowiązki domowe. Chłopcy w tym czasie mogli swobodnie biegać z kolegami, grać w piłkę i wspinać się na drzewa.
Niejednokrotnie miałam i nadal mam wrażenie, że rodzice niejako spodziewają się, że ich syn może się pobrudzić, zniszczyć ubranie, wrócić z dziurą na kolanie. To wszystko jest wkalkulowane w opiekę nad chłopcem. Wyposaża się ich zatem w ubrania ciemne i często wzmocnione, na wypadek ewentualnych przetarć. Całkowicie odwrotnie wygląda sytuacja dziewczynek, które często od małego przyzwyczajane są do falbanek, tiulów i pastelowych kolorów. Zakładanie pięknych strojów, opatrzone jest często uwagą ze strony mamy: „Tylko się nie pobrudź”, „Tylko uważaj”.
Mimo nawet najszczerszych chęci, równe traktowanie dziewcząt i chłopców nastręcza nam rodzicom wielu trudności. Przyjrzyjmy się na początek sytuacji dziewczynek.
Odświętna sukienka
Prawdopodobnie pisałam tu już kiedyś, że moja córka uwielbia sukienki. Odkąd tylko mogła sama decydować o tym, w co się ubiera, wyjątek stanowią te dni, kiedy zakłada spodnie. Wyraźnie jednak widać, że nie jest jej w nich wygodnie. Jednocześnie jest dość ruchliwym dzieckiem z głową pełną artystycznych pomysłów. Nie obce są nam zatem skoki w kałużach, eksperymenty z farbami na zabawkach, ciele i ubraniu, a także potłuczone kolana.
Czy da się połączyć piękne, tiulowe sukienki z jazdą na rowerze i zabawą w błocie? Oczywiście, że tak, lecz czasami łatwiej o to połączenie w naturze niż w głowie rodzica, a szczególnie mamy. Okazuje się bowiem, że nie było to dla mnie łatwe, aby opanować przekonania, które we mnie krzyczały: „Takie sukienki są na specjalne okazje!”. Niejednokrotnie gryzłam się w język aby nie zareagować i nie zakazać… Przełomem okazało się uświadomienie sobie, że dla mojej córki każdy dzień jest szczególny i wyjątkowy. Zwróciłam wtedy uwagę, jak wiele przekonań, które wcale nie są sprzyjające, siedzi w głowie nie tylko mojej, ale wielu kobiet, matek. Są to przekonania dotyczące roli kobiety, naszych możliwości, powinności. Niejedna z nas żyje zgodnie z nimi, tłumacząc sobie, że jej nie wypada, nie powinna, czy tez co inni pomyślą.
Wychowywać i kochać
Przekonania dotyczące roli kobiet są naprawdę trudne do zmiany. Dzieje się tak głównie z tego powodu, że wrosły w nas, podobnie jak w nasze matki, babki, prababki, poprzez codzienne z nimi obcowanie. Ciężko jest nam je dostrzec. Nawet kiedy uda nam się ta sztuka, potrzebny jest jeszcze wysiłek, aby zauważyć w nich błąd, a później zastąpić je czymś znacznie bardziej sprzyjającym. Wszystko po to, abyśmy same mogły zacząć oddychać pełną piersią, a także dla naszych córek, abyśmy mogły zacząć je swobodnie kochać!
Jawanza Kunjufu, autor wielu edukacyjnych książek powiedział: „Niektóre matki swoje córki wychowują, a swoich synów – kochają”. Widać to między innymi w ilości obowiązków domowych, które mają dziewczynki i chłopcy. Postępując zgodnie z narzuconymi stereotypami „przygotowujemy” nasze córki do wykonywania najróżniejszych czynności. Dbamy i wychowujemy zatem, aby umiały zrobić wszystko w domu, ugotować, czy zaopiekować się kimś bliskim. W przypadku chłopców zdecydowanie rzadziej zwracamy uwagę, aby umieli gotować, prasować. Za zadania domowe(dodatkowe) natomiast, częściej niż dziewczynki dostają od rodziców pieniądze.
Po latach…
Lata mijają, dziewczynki dorastają i okazuje się, że jak pokazują badania Fundacji Sukces Pisany Szminką, aż 96% kobiet czuje się ograniczona przez oczekiwania innych. Dodatkowo: 70% kobiet rezygnuje z czasu dla siebie, uważając, że ktoś inny ich bardziej potrzebuje, 60% kobiet wprowadza zmiany w swojej ścieżce kariery na podstawie oceny innych, a 81% uważa, że brakuje im pewności siebie, aby podejmować ambitne zadania.
Ostatnio, miałam okazje rozmawiać z niezwykłą kobietą, ultramaratonką, która opowiadała o zmianach, jakie zaszły w jej życiu. Cała jej droga zaczęła się w momencie kiedy uwierzyła, że może i sama sobie pozwoliła na zmiany. Nie wywróciła jednak swojego życia natychmiast do góry nogami, ale pomału, krok po kroku zaczęła iść w kierunku swoich marzeń. Po drodze jednak napotykała najróżniejsze przeszkody, na które szukała rozwiązań, aby udowadniać sobie, że jednak można. Wspomniała między innymi o sytuacji kiedy dostała telefon ze szkoły, że jej dziecko źle się poczuło. Chciała w ten sposób zobrazować, jak bardzo my, jako społeczeństwo jesteśmy przywiązani do opinii, że to kobieta jest odpowiedzialna za dziecko. Rzadko kiedy bowiem pierwszy telefon do rodzica w sprawie dziecka wykonywany jest do ojca. Najczęściej w pierwszej kolejności informuje się matkę.
To świetnie pokazuje jak wiele mamy jeszcze do zrobienia. Dodatkowo, każda z nas na co dzień spotyka się z takimi i podobnymi sytuacjami. To znakomita okazja do tego, aby zacząć działać i zmieniać swój świat. Nie jesteśmy już przecież małymi dziewczynkami, które muszą czekać na pozwolenie z zewnątrz. Same jesteśmy odpowiedzialne za nasze życie i nasze szczęście. Pozwólmy więc sobie iść naprzód w kierunku marzeń, pokazując naszym dzieciom, że kobiety i mężczyźni są równi, że zasługują na równe szanse.