Zdarzają się w naszym życiu takie sytuacje, że z dzieckiem naprawdę ciężko jest nawiązać nić porozumienia. Używamy argumentów, mówimy, tłumaczymy, a ono zdaje się być na to wszystko głuche, a co więcej, punktem zapalnym może się okazać wszystko, nawet niewłaściwy kolor kubka, czy to, że mama pierwsza wyszła za drzwi przedszkola…
Moja córka bardzo lubi udawać kotka. Dość często mamy więc okazję usłyszeć: „Miauu, miauu” dochodzące z różnych stron, lub też podchodzi i „łasi się” dokładnie tak jak robią to kotki. Na tym jednak podobieństwa się nie kończą, ponieważ ma ponadto bardzo dużą potrzebę niezależności, chodzenia własnymi ścieżkami i stanowczo wyznacza granic. Widać to chociażby po tym, że przytula się tylko wtedy kiedy sama chce być przytulona, bo w przeciwnym razie bardzo wyraźnie to komunikuje, czasem nawet za pomocą „kocich prychnięć” 😉
Po co Ci to piszę? Wyjaśnię niedługo, ale pozwól, że najpierw krótko przedstawię sytuację.
Ostatnio dość późno odbierałam córkę z przedszkola. Za chwilę miałyśmy razem z synem jechać na trening, więc trochę czas nas gonił, a moje dziecko tak świetnie się bawiło, że wcale nie miało ochoty wychodzić. Po kilku minutach negocjacji udało mi się jednak zachęcić ją do wyjścia, ale nawet przez myśl mi nie przeszło, że prawdziwe wyzwanie dopiero przede mną.
W tym czasie oprócz mojej córki, wychodziło również kilkoro jej koleżanek i kolegów. Dość szybko zrobiło się duże zamieszanie, tym razem w szatni, gdzie część jeszcze chciała się bawić, niektórzy cieszyli się na widok rodziców, a jeden z kolegów wpadł w wielką rozpacz. Złość mieszała się w nim z ogromnym smutkiem o czym „informował” w bardzo donośny sposób. Rodzice chłopca dwoili się i troili próbując jednocześnie zająć się synem i ubieraniem młodszej córki, ale rozpacz nie ustawała, a nawet przybierała na sile. W powietrzu kumulowały się emocje i w pewnym momencie można było na żywym przykładzie zobaczyć działanie neuronów lustrzanych, kiedy kolejne dzieci zaczynały marudzić, płakać…
Na efekt działania wspomnianych neuronów lustrzanych, a także zmęczenia po całym dniu w przedszkolu i presji czasu narzuconej z mojej strony nie trzeba było długo czekać również u mojej córki. Ledwo wyszliśmy za drzwi przedszkola, a zwróciła uwagę, że ja wyszłam pierwsza, a to ona chciała i to była iskra. Zaczęła płakać, a nawet wrzeszczeć i wtedy… W kilka sekund uświadomiłam sobie, że kolejny raz zachowuje się jak kotek, tylko tym razem jest to wściekły kotek.
Kiedy spojrzymy na to od strony nauki, staje się to całkowicie jasne. Neurony lustrzane i mnóstwo bodźców działających na człowieka w niewielkim pomieszczeniu… Dorosłym jest ciężko wytrzymać, a co dopiero dziecku, którego możliwości radzenia sobie w takich sytuacjach są znacznie bardziej ograniczone. Dodatkowo mózg dziecka cały czas się rozwija.
Od około 3 roku życia, funkcjonują w nim już wszystkie trzy podstawowe części: pień mózgu („mózg gadzi”), układ limbiczny (mózg emocjonalny/ssaczy) i kora nowa (mózg racjonalny), ale połączenie właśnie z tą częścią racjonalną u dzieci bardziej „zdarza się” niż „jest”. Idąc dalej, tego typu sytuacje w bardzo łatwy sposób są odbierane jako zagrożenie i mały człowiek może zareagować złością, dokładnie taką jaką spotykamy u zwierzaków. Można więc powiedzieć, że dziecko reagujące złością jest jak mały, wściekły kotek.
Kiedy już to wiesz, przypomnij sobie proszę, czy kiedyś miałaś do czynienia z wściekłym, prychającym i najeżonym kotem. Jeżeli tak, to przypomnij sobie teraz jak próbowałaś go uspokoić. Czy mówiłaś do niego ostrym, podniesionym głosem: „Kocie, skończ natychmiast tą histerię, jesteś bardzo niegrzeczny i jak będziesz się dalej tak zachowywał, to nie będzie dzisiaj zabawek”? Czy też lepszy efekt był kiedy mówiłaś spokojnie, łagodnym głosem, starając się najpierw kotka wyciszyć i uspokoić?
Kiedy dziecko jest wzburzone, a my nawet mówiąc normalnym głosem, chcemy mu wytłumaczyć racjonalnie, że jego zachowanie nie jest właściwe, że powinno inaczej postąpić, nasze działanie w tym momencie nie ma sensu. Dziecko działające z pozycji mózgu gadziego (chroniące się przed „zagrożeniem”) jest całkowicie odłączone od kory nowej odpowiedzialnej za przyjmowanie i przetwarzanie logicznych i racjonalnych treści, więc ich zupełnie nie słyszy!!!
Dobry moment na rozmowę i argumenty przyjdzie później, a przy nerwach dziecka, to co możemy zrobić, to zadbać o swój spokój (aby nasze neurony lustrzane nie zwiodły nas na manowce) i zacząć od wyciszenia dziecka tak jak tego kotka, mówiąc do niego spokojnym, łagodnym głosem, a kiedy będzie przestrzeń, aby dziecko cokolwiek usłyszało, to będzie właściwy czas, aby skupić się na potrzebach.
Powodzenia!!!