Jak to się można skupić na grze w szachy, kiedy jednocześnie moje dziecko patrzy na szachownicę, żuje gumę, wygląda przez okno i sprawdza sytuację na stole obok, jak tam koledzy sobie radzą? Takie zdanie usłyszałam w ostatni weekend od jednej z mam, która kibicowała swemu dziecku na turnieju szachowym. To jednak nie była sytuacja jednorazowa, ponieważ każdego dnia zarówno na nas, jak i na nasze dzieci oddziałuje mnóstwo bodźców, które w mniejszym, lub większym zakresie są przetwarzane przez nasze umysły.
Czy jesteśmy w stanie skupić się na kilku rzeczach?
Nasz mózg w każdym momencie życia koordynuje mnóstwo czynności wykonywanych przez organizm, takich chociażby jak: praca serca, trawienie, oddychanie, praca mięśni, itp. Dodatkowo zawiaduje również naszym myśleniem i uwagą, czyli tym, na czym się skupimy i tym, co zostanie zebrane w sposób automatyczny. Jak pisał C. Duhigg, aż 95% czynności przez nas wykonywanych jest robiona automatycznie, czyli bez udziału naszej uwagi. Wykształcamy w sobie te automatyzmy, aby zużywać mniej energii, działać szybciej, ale efekt bardzo często jest dokładnie odwrotny, ponieważ nasz umysł zaczyna przeskakiwać z jednej czynności na drugą, trzecią i tak dalej, a w głowie powstaje trudna do uciszenia gonitwa myśli pod tytułem: co jeszcze mam do zrobienia, jak to mogę zrobić, na kiedy to muszę zrobić, a co będzie jak nie zdążę…
Taka gonitwa myśli jest jednym z głównych źródeł naszego stresu, ponieważ bardzo często żyjemy przeszłością, lub przyszłością i w kółko zamartwiamy się tym, co już było (Jak ja mogłam na to pozwolić?), lub też martwimy się, co będzie dalej (Co będzie jak sobie nie poradzę?). Wciąż zestresowani, rozsiewamy ziarna irytacji, frustracji na innych, w tym na nasze dzieci (ich mózgi są wyposażone w neurony lustrzane, które przejmują emocje z otoczenia), zapominając o tym, że nasze życie dzieje się teraz, nie jesteśmy w stanie cofnąć czasu, a przyszłość dopiero nadejdzie, więc to, co rzeczywiście możemy kształtować jest chwila, która trwa.
Kto wie lepiej?
Kiedy rodzi się mały człowiek, rodzice bardzo uważnie nasłuchują czy oddycha, jak oddycha, a po krótkim czasie z dużym prawdopodobieństwem rozpoznają czego ich dziecku potrzeba. Kiedy jednak miedzy rodzicami a dzieckiem pojawia się jakiś rodzaj dogadywania się, wielu rodziców bardzo szybko rozpoczyna „trening grzeczności”, w trakcie którego dziecko słyszy na przykład: „Natychmiast przestań płakać”, „Takie problemy, to nie są problemy”, „Nie bój się, przecież to nic nie boli”, „Podziel się z Krysią, bo ona płacze”. Dziecko słyszące to wiele razy, niezwykle szybko dowiaduje się, że to, co czuje jego ciało, te wszystkie sygnały które dostaje ze swojego wnętrza, to jedno wielkie kłamstwo, bo rodzice i inne bliskie osoby mówią, że przecież źle czuje, że nie powinno tego czuć. Jak może sobie z tym poradzić? Najprostszą drogą jest uciszenie podszeptów wewnętrznych i koncentracja na tym, co wydaje się słuszne.
Jednocześnie warto zwrócić uwagę, że często zaprzeczamy uczuciom dziecka, bo z jednej strony ciężko nam właściwie rozpoznać zarówno potrzeby jak i uczucia małego człowieka, a z drugiej, niejednokrotnie budzą one nasz strach, nie wiemy jak sobie z nimi radzić, nie wiemy jak pomóc, więc łatwiej nam udawać, że te uczucia są błahe, lub, że ich w ogóle nie ma/ nie powinno być, niż się z nimi skonfrontować. W efekcie tego wszystkiego, również nasze dzieci nie są w stanie rozpoznawać swoich emocji, a co za tym idzie, zarządzać nimi.
Dodatkową cegiełką dokładaną do chaosu emocjonalnego w naszym organizmie jest pośpiech. Jestem głodna, ale teraz nie mogę zjeść, bo biegnę na spotkanie, jestem zmęczona, ale teraz nie mogę odpocząć, bo jeszcze trzeba dziecku pomóc, chcę spotkać się z przyjaciółmi, ale nie ma kiedy, bo praca, dom, itd. Nasze potrzeby schodzą wciąż na dalszy plan, uciszamy nasz organizm, aby „przestał nam przeszkadzać”, bo to nie jest właściwa pora.
Docierające do nas zewsząd bodźce i nasze emocje, które próbują nas ochronić, zaspokoić potrzeby – w naszym życiu dzieje się tak wiele, że coraz częściej czujemy się zagubieni, tak zewnętrznie jak i wewnętrznie, ciężko nam podejmować decyzje, nie wiemy jakie są nasze zalety, talenty, nie rozpoznajemy swoich rzeczywistych potrzeb. A co dopiero mają zrobić nasze dzieci, które dopiero poznają swój świat wewnętrzny i ten otaczający, ich mózg dopiero się rozwija i zasysa jak gąbka to, czego doświadcza organizm.
W tym wielkim pędzie zapominamy przede wszystkim o sobie, tak o swojej fizyczności, jak i o psychice, ale na szczęście nasz organizm potrafi upomnieć się o swoje, bo dłuższe ignorowanie potrzeb fizycznych osłabia ciało. Podobnie dzieje się z naszymi potrzebami psychicznymi, które długo nie zaspokajane, również narażają nas na różnego rodzaju „dołki” i stany depresyjne. Na szczęście w tym całym galimatiasie istnieje lekarstwo, aby nauczyć i siebie i dziecko radzić sobie ze stresem, rozpoznawać i zarządzać emocjami, zadbać o zdrowie fizyczne oraz mentalne. Tym lekarstwem okazuje się uważność, zatrzymanie się w tym biegu naszego życia i wsłuchanie we własne ciało, ukojenie szalejących myśli. Co ciekawe, wcale nie musimy wyjeżdżać gdzieś do Tybetu, czy innego kraju, aby odizolować się od zgiełku miasta, możemy ćwiczyć uważność każdego dnia, nawet po 10 minut, aby w niedługim czasie zacząć zauważać rezultaty w postaci: większego spokoju, lepszego zdrowia, lepszej komunikacji z innymi, zarządzania i kontrolowania emocji, a także większej świadomości tego, co się ze mną dzieje.
Jeżeli interesuje Cię ten temat i chciałabyś uzyskać więcej informacji, zapraszam do kontaktu i na mój FP: MamoKompas.