Budzę się rano i czuję delikatny ucisk na swoim ramieniu. Dość szybko orientuję się, że to któreś z dzieci przyszło w nocy. Kiedy się odwracam, widzę, że są oboje, jedno wtulone we mnie, a drugie w swojego tatę. Potrzebowali się przytulić… Nie powiem żeby było wygodnie spać we czwórkę, ale z drugiej strony przytulanie jest dobre na wszystko i zawsze jest na nie dobry czas.
Jeszcze jednak na początku ubiegłego wieku naukowcy, a w tym również pedagodzy, uważali, że dziecko potrzebuje przede wszystkim zaspokojenia jego potrzeb biologicznych, czyli jedzenia, picia, powietrza, a kiedy zaczniemy dzieci przytulać, nosić na rękach, bawić się z nimi, to grozi to wychowaniem rozpieszczonego smyka, który nie będzie umiał poradzić sobie w otaczającej go rzeczywistości. Co ciekawe, część z tych poglądów, nadal jest powtarzana i młode mamy wciąż mogą usłyszeć, że nie powinny nosić swoich dzieci, bo te mogą się do tego przyzwyczaić i dopiero się zacznie.
Jaka jest prawda?
Tego typu opinie postanowił sprawdzić amerykański psycholog, Harry Harlow, który w latach 60-ych przeprowadził słynny test z małymi rezusami i dwoma sztucznymi matkami – jedną drucianą, ale karmiącą, a drugą obłożoną miękką tkaniną. Eksperyment ten, pomimo swego okrucieństwa, udowodnił, że potrzeba bliskości jest tak samo naturalną potrzebą, jak te związane z jedzeniem i piciem, a zarówno dzieci, jak i dorośli potrzebują bliskości, dotyku i szukają go, nawet w niewielkich dawkach, gdzie tylko mogą.
Jeszcze dalej posuwa się amerykańska psychoterapeutka, Virginia Satir, która twierdzi, że przytulanie i dotyk są nam wręcz niezbędne do życia, zdrowia i rozwoju, co rzeczywiście znajduje swoje potwierdzenie w licznych obserwacjach dzieci długotrwale hospitalizowanych, lub przebywających w sierocińcach, które cierpiały na zmniejszone napięcie mięśniowe, niedowagę i obniżony wzrost.
Małe dziecko – mały kłopot…
Jeżeli chodzi o małe dzieci, to przytulanie ich przychodzi większości z nas bez żadnego problemu. Noworodki, niemowlęta wykorzystują zmysł dotyku do poznawanie świata i otoczenia, w tym również ciała swojego i swoich najbliższych. Dla rodziców jest naturalne trzymanie takiego malucha w objęciach przy karmieniu, kąpieli i przy wielu innych okazjach.
Sytuacja zaczyna się jednak nieco komplikować kiedy dziecko robi się coraz starsze i w pewnym momencie zaczyna się wstydzić publicznego okazywania uczuć rodzicom i przez rodziców, a i w domu dość mocno okazuje swoją niezależność.
Na szczęście, również w takim przypadku, na horyzoncie pojawia się nadzieja, dzięki chociażby Stephenowi Covey`owi, który za wspomnianą Virginią Satir twierdzi, że człowiek potrzebuje dwunastu uścisków dziennie i jednocześnie przekonuje, że uściski te mogą być fizyczne, słowne, lub też wizualne.
Odrobina magii na co dzień
Kiedy spotkamy na swej drodze człowieka, który z takich, czy innych powodów nie lubi się przytulać, kiedy dorastaliśmy w domu, gdzie uściski nie były codziennością, kiedy właśnie nasze dziecko zaczyna unikać bliskości z nami, to mamy szansę spróbować posłużyć się miłymi słowami, czy też drobnymi gestami miłości.
Takie miłe słowa skierowane do naszego nastolatka, być może nie od razu rozpuszczą lody między nami, ale na pewno będą krokiem w tym kierunku, a potwierdzone drobną pomocą, wsparciem przy trudnym zadaniu, będą wzmacniać naszą relację, abyśmy razem mogli wrócić na właściwe tory.
Drodzy Rodzice, przytulajcie swoje pociechy, odpowiadajcie na ich prośby o utulenie, dopóki jeszcze tego chcą, bo nie wiadomo, co przyniesie przyszłość. Pamiętajcie jednocześnie, że takie uściski są ważne dla obu stron, dodając nam sił, wzmacniając poczucie bezpieczeństwa i zwiększając wydzielanie oksytocyny, czyli hormonu miłości.