W ostatnim czasie brałam udział w pewnym wyzwaniu. Ponieważ dotyczyło ono spraw biznesowych, jednym z zadań było przypomnienie sobie, czemu w ogóle robimy to, co robimy. Dzięki temu cofnęłam się myślami o kilka ładnych lat wstecz i pewne kropki nareszcie się połączyły. Jednocześnie jednak, inne struny zostały poruszone. Zbiegło się to czasowo z artykułem o sile kobiecości, gdzie przywołałam słowa J. Walkiewicza o poświęceniu i zaangażowaniu. Kiedy nie umiemy ich rozróżnić warto wtedy pomyśleć o … jajecznicy na boczku. Aby ktoś mógł ją zjeść pewna kura się zaangażowała, a świnia poświęciła.
Słowo „poświęcenie” powtarzane i odmieniane jest w różnych formach i przypadkach w odniesieniu do macierzyństwa. Mam więc nieodparte wrażenie, że warto bliżej się mu przyjrzeć i napisać kilka słów, aby niektórym mamom zrzucić nieco ciężaru z barków.
Każdy poranek…
… to nowa szansa. Nawet kiedy poprzedni wieczór był ciężki, kiedy kończyłyśmy go ze łzami spływającymi po policzkach, gdzieś na dnie serca tli się nadzieja. To trochę jak w rozpalonym wieczorem kominku, gdzie dokładałyśmy, aby szybciej zrobiło się ciepło. Spaliło się w nim sporo drzewa, być może było nawet za ciepło, dusiło. Ale rano jeszcze jest żar i nadzieja na nowe.
Ten żar, nawet słaby, ta energia są nam potrzebne, aby stanąć w gotowości przed nowym dniem. Czy ten dzień jednak nas rozpali, czy może jednak zdusi przez nadmiar poświęcenia? Znajdziemy w sobie energię, aby radzić sobie z kolejnymi wyzwaniami, czy „uklękniemy” na moment ze słowami: „Mam dość…” na ustach?
Każdy kij ma dwa końce. Tak byłoby pięknie, gdyby każdy dzień był dla nas poruszający, wszelkie zadania, które mamy do zrobienia porywające, a ludzie wokół nas energetycznie wzbogacający. Nasze dni wypełnione byłyby wtedy rozwojem zamiast poświęceniem. Tylko, czy ta druga strona tego kija, jest rzeczywiście taka wspaniała i idealna? Czy doceniłybyśmy to, co mamy? Mimo wszystko warto marzyć, a jeszcze bardziej według mnie szukać sposobów, aby angażować się zamiast poświęcać.
Poświęcenie, czyli spalanie
Kiedy podchodzimy do naszej pracy, lub , co gorsza do opieki nad dzieckiem z poświęceniem, gdzieś w głębi serca chcemy jak najlepiej. Jednocześnie jednak to słowo kryje w sobie ofiary. Coś trzeba będzie oddać, z czegoś zrezygnować. Być może będzie to czas, a może potrzeby, wartości… Poświęcamy zwykle coś ważnego, wybierając coś innego i wiąże się to ze stratą, która prędzej, czy później ujrzy światło dzienne, w postaci naszego przygnębienia, złości, stresu, czy złego samopoczucia.
Poświęcając się, palimy jednocześnie jakieś nasze inne marzenie! Chociaż to nadal my decydujemy, co wybieramy, co jest dla nas ważniejsze, to przy poświęceniu, mam wrażenie, że ten wybór jest znacznie boleśniejszy. Poświęcamy się dla dziecka, poświęcamy się dla pracy… Czemu jednak dziecko, czy praca mają być ważniejsze od nas? Przecież zarówno dziecko, jak i praca, a także inne elementy naszego życia potrzebują NAS!
To tak jak z maseczką tlenową w samolocie, którą najpierw zakładamy sobie, a dopiero później dziecku. Nie ma tu mowy o poświęceniu czegokolwiek, lub kogokolwiek. Jest za to:
Zaangażowanie, czyli wzrastanie
Widzę je jako naszą świadomą decyzję, gdzie dostrzegamy blaski i cienie. Jednocześnie, decydujemy się włożyć w dane zadanie naszą energię i wykonać je najlepiej, jak możemy. Angażując się, nie składamy ofiary, nie tracimy niczego. Można za to powiedzieć, że inwestujemy to, co mamy dobrego, wartościowego, aby stworzyć coś równie, a może nawet jeszcze bardziej zadowalającego.
Zaangażowanie nie pozbawia nas energii, nie łamie nas, a wręcz przeciwnie. Angażując się w dane działanie, w projekt, mamy szanse z większą uważnością przyjrzeć się sobie i swoim możliwościom, aby jak najlepiej je wykorzystać. To wszystko sprawia, że bardziej nam się chce, że sami nakręcamy się do działania, uświadamiając sobie jak wiele możemy, ile od nas zależy.
Macierzyństwo
Tak często widzę mamy, które się poświęciły. W ich oczach można dostrzec radość, a jednocześnie wiele straconych nadziei, szans. Wiele z nich zaczyna żyć w pewnym momencie życiem swojego dziecka. Dostrzegają w tym możliwość realizacji własnych niespełnionych marzeń i pragnień.
Gdzieś pomiędzy nimi można spotkać mamy zaangażowane, które w macierzyństwie odkryły szansę na wzbogacenie siebie, na zdobycie nowych umiejętności. To również te, które zostały w domu, z dzieckiem i dzięki temu zrozumiały, jak wiele mogą w ten sposób zyskać, otworzyły nowe drzwi w swoim życiu.
Ja sama też kiedyś byłam mamą poświęcającą siebie i swoje plany dla dzieci. Po kilku różnych i mających mnie otrzeźwić zdarzeniach, na których opisywanie nie ma tutaj miejsca, musiałam wyjechać na kilka dni. Z trudem zostawiałam moje dzieci pod opieką męża, który nie spędzał z nimi tyle czasu, co ja, nie znał ich tak, jak ja… Kiedy wróciłam, dom stał i wszyscy żyli. Ja natomiast usłyszałam słowa, które zostaną w moim sercu na zawsze: „Dziękuję Ci, że wyjechałaś i dziękuję, że wróciłaś.” To właśnie wtedy zrozumiałam, jak ważna jestem w ich życiu i jak ważne są te mamowe „wyjazdy”, aby zająć się wyłącznie sobą.