Ostatni weekend upłynął mojej rodzinie wesoło i weselnie, a wszystko za sprawą dwójki młodych ludzi, którzy dzieląc się z gośćmi swoją wielką pasją, połączyli tradycję z nowoczesnością.
Na początku niecodzienne stroje części gości były okazją do komentarzy, że panie przynajmniej nie miały problemu z wyborem kreacji, ale później okazało się, że Młoda Para miała w zanadrzu pewną niespodziankę. W trakcie wesela wyszli, aby przebrać się w inne stroje i wraz z resztą grupy dać wspaniały pokaz tańca ludowego. To czego byłam świadkiem stało się dla mnie inspiracją do przemyśleń jak wygląda tradycja i nowoczesność w wychowaniu.
Dość często zdarza się, że kiedy przychodzi nowe, to co było wcześniej jest całkowicie odrzucane i zastępowane „lepszymi” pomysłami, przedmiotami, osobami. Tymczasem kiedy spojrzymy na wychowywanie dzieci, tutaj jest zupełnie inaczej. Kiedy rodzi się dziecko jego rodzice zostają rzuceni na głęboką wodę, bo chociaż jest sporo książek, czasopism, artykułów, które mają nas przygotować na tą całożyciową podróż z potomkiem, od strony fizycznej jak i psychicznej, to mimo wszystko nie sposób przyswoić całości tej wiedzy, nie wszystko będzie tak naprawdę nam potrzebne, a nawet jeśli, to wszelkie rady musimy dostosować do naszej indywidualnej sytuacji. Dla bezpieczeństwa więc, zdarza nam się czytać książki, poradniki, rozmawiamy z bardziej już doświadczonymi znajomymi, a przede wszystkim powtarzamy w większości to, co zostało nam zakodowane przez całe życie, działamy według „wdrukowanego” nam schematu.
Czy to źle? – Ciężko powiedzieć, bo różnie bywa, ale tak jak cały otaczający świat zmienia się, idzie do przodu, zwiększa się nasza wiedza naukowa, tak też wciąż przybywa ciekawostek dotyczących wychowania, rozwoju mózgu, itd. Pewne schematy okazują się zwyczajnie nieaktualne, a czasami wręcz szkodliwe.
Może więc warto zastosować metodę odrzucenia tego, co minione i skupić się na nowym, na tym, co mamy teraz i co jeszcze możemy mieć, bo przecież skoro nauka tak idzie z postępem, to wychowanie nie powinno zostać w tyle. Może należałoby skupić się w pierwszej kolejności nad „zmianą swojego oprogramowania”, aby później bez problemu wychować dziecko idealne?
Kiedy tak sobie myślę o tym, co było, na plan pierwszy wysuwa mi się system kar i nagród, inaczej zwany metodą kija i marchewki, czyli zwyczajne warunkowanie klasyczne. System ten praktykowany jest w różnych formach do dnia dzisiejszego pomimo tego, że zostało udowodnione, że „zmiana” zachowania jaka tutaj zachodzi jest bardziej efektem przeżywanego strachu, a nie wewnętrzną, głęboką zmianą związaną z budowaniem własnego systemu wartości.
Dodatkowo, jeśli już mowa o strachu, to jest on kolejną z metod niezwykle popularnych w kształtowaniu zachowań tak dzieci jak i dorosłych. Znam bardzo wiele osób, które mają takowe wspomnienia i do dnia dzisiejszego podchodzą z dystansem do policjantów, kominiarzy, omijają szerokim łukiem cmentarze, piwnice, a także inne osoby i miejsca, którymi straszyli ich rodzice. Dziś już wiadomo, że dziecko przestraszone nie przyswaja żadnych informacji, które chcemy mu przekazać, nie jest w stanie usłyszeć naszych przestróg, którymi chcemy je „nakarmić”, ponieważ strach zrywa połączenie między tzw. mózgiem gadzim i ssaczym, a korą przedczołową, która odpowiada za nasze racjonalne myślenie.
Z drugiej strony to wychowanie w dawnym stylu też miało swoje uroki. Rodzice, którzy zwykle pracowali do godziny 16.00, przychodzili do domu i mieli czas wolny. Oczywiście byli tacy, którzy siadali w fotelach i czytali gazetę, ale byli też tacy, dla których była to okazja do pobycia razem. Nie było jeszcze wtedy Internetu, telewizja ograniczała się do dwóch podstawowych kanałów (dopiero później zaczęły pojawiać się kolejne), więc czas mijał na wspólnych obowiązkach, posiłkach, rozmowach i rozrywkach.
Dodatkowo, prawdopodobnie również z braku innych rozrywek bardzo popularne były spotkania towarzyskie i spotkania rodzinne, dzięki którym dzieci miały okazję do rozwijania swoich umiejętności społecznych, a także posłuchania babcinych historii z życia wziętych.
To były również czasy kiedy rodziny miały szansę na znacznie bliższy kontakt z naturą. Ja sama pamiętam, że latem bardzo często z rodzicami jeździłam do lasu, nad jezioro, lub chociażby na łąkę. Jednocześnie z koleżankami z sąsiedztwa przez większość dnia bawiłyśmy się na powietrzu, a rodzice mieli problem, aby przywołać nas na posiłki.
Teraz, nasze dzieci mają zwykle czas ściśle wypełniony, bezpośrednio po szkole idą na zajęcia dodatkowe, aby nabywały nowych umiejętności, których nie jest w stanie zapewnić im szkoła, rozwijały swoje talenty i zainteresowania. Oczywiście nic w tym złego pod warunkiem, że pamiętamy o umiarze, o tym, że dziecko potrzebuje się nudzić, aby rozwijać własną kreatywność i o tym, że zajęcia takie powinny być odpowiedzią na potrzeby dziecka, a nie rodzica!
Współcześni rodzice nie mają tyle czasu, co ich opiekunowie z dzieciństwa. Projekty na wczoraj, wyścig o awans, o pieniądze, aby zapewnić byt swojej rodzinie i zewsząd głoszone hasła, że możesz wszystko, że „Jesteś i masz być zwycięzcą!” powodują, że odpoczynek staje się sztuką XXI w., bo nie mamy na niego czasu, bo nic nie robienie nie jest modne.
Czasem jednak przychodzi taki czas, że los, życie zmusza nas do zwolnienia tempa, czy też przychodzi wreszcie wyczekiwany weekend i choć doskonale wiemy, że moglibyśmy spędzić trochę czasu z dziećmi, a nawet powinniśmy, to zwyczajnie brakuje nam na to zarówno sił, jak i pomysłów, a tak w ogóle, to dzieci też nie są tym zainteresowane, bo przecież mają swoje tablety, telefony, telewizory, gry. Czy Ty też tak to sobie tłumaczysz?
Współcześnie mamy dostęp do ogromnej wiedzy w bardzo krótkim czasie, jednocześnie jesteśmy zmuszeni, aby tą wiedzę selekcjonować, sprawdzać. Dookoła nas jest wiele rozpraszaczy, które nie tylko działają na naszą uwagę, umiejętność skupienia się, pochłaniają nasz czas, ale również na nasze emocje, które po całym dni wystawienia na ogromną ilość różnorodnych bodźców, potrafią być w strzępach i często wystarcza mała iskra, aby wywołać prawdziwą wojnę w domu.
Przy tym wszystkim warto również wspomnieć o tym, że nauka znajduje sposoby, abyśmy umieli się wyciszać i przetrwać w tym świecie pełnym hałasu. To dzięki postępowi nauki dowiadujemy się jak na mózg naszego dziecka działa stres, strach, a także jak pomóc dziecku radzić sobie z tymi zagrożeniami. Poznajemy sposoby, aby zwiększać pewność siebie, asertywność, dowiadujemy się jak rozwiązywać konflikty, chwalić, a także dlaczego wyręczanie dzieci może przynieść więcej szkody niż pożytku.
To tylko wierzchołek góry lodowej, a jeżeli chcemy na nią wejść, to wcześniej trzeba wykonać pracę u podstaw i rzeczywiście chcieć dokonać pewnych zmian w swoim oprogramowaniu, bo według mnie cała sztuka polega na tym, aby połączyć tradycję z nowoczesnością, aby ta sztuka wychowania oparta była na prawdziwych fundamentach miłości i bliskości, a później rozwijała się czerpiąc z tego, co daje nam postęp, który odbywa się wokół nas.